JEŚLI NA KŁOPOTY – BEDNARSKI...

... TO NA WRZESIEŃ – EDU

Do pierwszego września zostało wprawdzie jeszcze kilka dni, ale część rodziców już teraz (a niektórzy z Was może i wcześniej) zaczyna się zastanawiać, jak zagospodarować dziecku czas po szkole. Jakie zajęcia wybrać, żeby córka była zadowolona, żeby syn chętnie brał w nich udział? Oferta edukacyjna jest bogata, więc nieraz trudniej zdecydować, z czego się rezygnuje, niż co się wybiera. Wszystko kusi, i dzieci, i dorosłych, prawda? Zajęcia komputerowe, językowe, teatralne, muzyczne, plastyczne, taniec, pływanie, piłka nożna, tenis... można mnożyć w nieskończoność. Plus korepetycje lub dodatkowe zajęcia z przedmiotów, z którymi dziecko sobie gorzej radzi – by się podciągnęło – i z którymi wyjątkowo dobrze sobie radzi – by się dalej rozwijało. No i byłoby naprawdę wspaniale, gdyby jeszcze miało szansę zwyczajnie się pobawić, ale najlepiej w taki bezpieczny, rozwijający wyobraźnię i uczący współpracy w grupie sposób.

Rodzice to magiczne istoty, które zwykle potrafią pogodzić te wszystkie, zdawałoby się niemożliwe, wymagania i znaleźć dziecku odpowiednie zajęcia. Nie mam pojęcia, jak to robią, ale robią i tylko oni wiedzą, jakich zdolności logistycznych taka umiejętność wymaga.

W EDU cały czas spotykamy takich rodziców: zaangażowanych w naukę i zabawę swoich dzieci; układających plan dnia tak, by zapewnić to, czego dziecko potrzebuje, czego chce i co by mu się jeszcze przydało, nawet jeśli o tym nie wie; troskliwych i przejętych. Często też zestresowanych (bo materiału w szkole dużo, a czasu mało), z początku trochę niedowierzających (to machanie wskaźnikiem w prawo i lewo naprawdę przyspiesza czytanie?), jednak mniej lub bardziej pełnych nadziei (syn koleżanki tu chodził, mówiła, że efekty super, no to może my też spróbujemy?).

Rodzice pozytywnie nas zaskakują swoją determinacją, profesjonalną wręcz organizacją czasu i wspieraniem edukacji dziecka. W ramach odwdzięczenia się my też pozytywnie zaskakujemy rodziców: zachęceniem dziecka do czytania, zaprzyjaźnieniem go z logicznym myśleniem, poprawieniem poziomu koncentracji, wyposażeniem w ważne umiejętności interpersonalne, rozwinięciem pamięci i abstrakcyjnego myślenia, a nawet – nie do wiary! – przekonaniem dziecka, że nauka może być... fajna. Tak zwyczajnie i po prostu fajna, przyjemna, sprawiająca frajdę.

Podejrzewam, drodzy Rodzice, że nie wierzycie. I bardzo dobrze! Bo my naprawdę lubimy zaskakiwać. To byłoby okropnie nudne, gdybyście już od początku wiedzieli doskonale, że wszystko, co Wam obiecujemy, rzeczywiście się spełni. Wolimy niedowierzanie na Waszych twarzach – to z pierwszego spotkania jest dla nas motywacją, to z ostatniego – wspaniałą nagrodą.

WŁAŚCIWIE CO (I JAK) ROBIMY?

Najprościej rzecz ujmując, w EDU uczymy szybkiego czytania. Trochę to brzmi banalnie, a trochę smakuje sztuczkami iluzjonistów. Nic dziwnego – o szybkim czytaniu powiedziano i napisano tak wiele tak różnych rzeczy, że łatwo się pogubić. Więc może po prostu spójrzmy po kolei na to, co robi EDU.

Bo w EDU...

  • Uczymy, jak czytać świadomie, ze zrozumieniem – czyli w taki sposób, by na pytanie „O czym był tekst” dziecko nie stwierdzało: „Nie wiem”, lecz odpowiedziało na przykład: „O takim chłopcu, który miał na imię Mikołajek i miał kolegę Alcesta, który był bardzo gruby, i poszli razem na wagary...”.
  • Uczymy, jak stopniowo przyspieszać proces czytania przy jednoczesnym dalszym rozumieniu tekstu. Dzięki konkretnym, autorskim metodom szkoły EDU pomagamy dziecku poszerzyć pole widzenia, wzmocnić pamięć wzrokową, rozwinąć koncentrację.
  • No właśnie, koncentracja. Uczymy dziecko, jak się koncentrować – nawet w niesprzyjających warunkach, a z takimi mamy przecież najczęściej do czynienia. Hałas za oknem, mruczący coś pod nosem kolega, nasz własny stres i gonitwa myśli – to wszystko przeszkadza. A mimo to niektórzy ludzie potrafią się skoncentrować. Pomagamy dzieciom opanować tę umiejętność.
  • Uczymy, jak zapamiętywać i jak pamiętać. Przy okazji (niecnie się z tym kryjąc) uczymy też pewnych operacji matematycznych. Ale o tym dzieciom nie mówimy, żeby się na nas nie obraziły.
  • Uczymy, jak tworzyć kreatywne notatki, z których korzysta się o wiele lepiej i skuteczniej niż ze zwykłych, zrobionych mniej lub bardziej na chybił trafił zapisków. Dzięki temu rozwijamy również dziecięca wyobraźnię i umiejętność kojarzenia, a także selekcjonowanie informacji, ustalanie priorytetów oraz myślenie przyczynowo-skutkowe.
  • Uczymy relaksu. Tak, to nie żart. Człowiek zestresowany i spięty niewiele się nauczy, niewiele zapamięta. Mały człowiek tak samo. Mały zestresowany i spięty człowiek to wyjątkowo przykry widok. Uczymy więc dzieci, jak się uwolnić od stresu i napięcia. Wewnętrzny relaks jest niezbędny do skutecznej (i dającej satysfakcję) nauki – wiemy o tym.
  • Uczymy, jak się bawić nauką. Czy pamiętacie bardzo stare sformułowanie „bawiąc – uczyć, ucząc – bawić”? Ogromnie je cenimy i w miarę możliwości wprowadzamy w życie. Efekty nie każą na siebie długo czekać – z zajęć na zajęcia nasi uczniowie zaczynają dostrzegać, ile zabawy może tkwić w czytaniu, robieniu notatek, dodawaniu, zapamiętywaniu nazw geograficznych, obcych słówek czy imion kolejnych królów.
  • Uczymy, jak się uczyć. To wcale nie tak proste i łatwe, jak się nieraz wydaje. Za pomocą wszystkich sposobów wymienionych powyżej i jeszcze paru innych, które pozostaną (przynajmniej na razie) naszą słodką tajemnicą, uczymy dzieci, jak się uczyć, żeby się nauczyć – na sprawdzian, na test pod koniec roku, na ważny egzamin i na całe życie.

A do tego – naprawdę lubimy to robić. Może dlatego dobrze nam to wychodzi?